wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 12

Kiedy zobaczyłam ich dwóch..Właściwie zobaczyłam tylko jego. Przywrócił mnie do życia. Kurwa! Lee! Nie pieprz takich bzdur. Takie ckliwe słówka nie są dla Ciebie. On Ci po prostu namieszał w życiu dlatego teraz uciekasz! I wtedy do mnie dotarło. Znowu uciekłam. Tak jak kiedyś przed ojcem, później z Bostonu gdy moja matka ułożyła sobie życie a teraz i z Londynu. Tylko przed czym uciekałam? Przed Harrym? Przed Zaynem? Przed Lucasem? Co tak właściwie sprawiło, że ja chciałam być jak najdalej od tego miasta? Przemoc, ból, smutek, cierpienie, radość, szczęście...*Namiętne pocałunki i delikatny dotyk. Poczułam dreszcz przypominając sobie tamtą chwilę gdy jego ręka błądziła po moim ciele..Nawet siedząc w zatłoczonym pociągu poczułam iskry na ciele. Byłam pewna, że obraz tego dnia zostanie w mojej głowie już zawsze jego szczery uśmiech i roześmiane oczy. To lubiłam w nim najbardziej. Ale to już zniknęło. Tego już nie będzie i najwyższy czas się z tym pogodzić. Nie mogłam interweniować w jego życie.
Wszystko się zmieniło. Wszystko.
Kiedy przeprowadzałam się tutaj dwa lata temu liczyłam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Ojciec kiedy nie pił był całkiem przyjemny. Opowiadał mi o tym jak w młodości zwiedzał Londyn. Dzięki niemu czułam, że to miejsce jest magiczne. Przykro mi było jedynie zostawiać Emmę. Już drugiego dnia po mojej przeprowadzce się polubiłyśmy. Ona rozumiała, że nie lubię dotyku. Nie pytała...Nie potrzebowała tego. Nie mogłam nazwać jej przyjaciółką. Nikogo tak nie nazywałam ale była mi bliską osobą. Tylko dwóch mężczyzn potrafiło złamać barierę, którą tworzyłam przez lata. Może dlatego, że robili to nieświadomie. To miasto mnie zmieniło za co byłam akurat wdzięczna. Ale to wszystko.
Na stacji miała czekać moja mama jednak jak zwykle ,,coś'' jej wypadło. Jako, ze nie miałam możliwości dostać się do jej...naszego mieszkania udałam się do babci od strony ojca. Ona także była przez niego zastraszana i gnębiona po śmierci dziadka więc przeprowadziła się tutaj. Myśli pogrążyły mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam gdy jakiś człowiek przede mną stanął. Z impetem uderzyłam w klatkę piersiową.  Wyjąkałam szybkie przeprosiny i już miałam go wyminąć...Jednak zapach sprawił, że zatrzymałam się na chwilę. Te perfumy, ten zapach. On. Nie mogłam  uwierzyć własnym oczom.
-Cc..co ty tu robisz?- Nawet nie potrafiłam ukryć swojego zaskoczenia.
-Muszę z kimś porozmawiać- Wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic.
-O czym chcesz rozmawiać?- Nie byłam pewna na co liczyłam. Ale w głębi duszy miałam nadzieje, że będzie to coś co sprawi, że znów będzie jak dawniej.
-Bo ja nie wiem czy dam radę. Nie wiem jak zmieniać pieluchy, jak uczyć dzieciaka chodzić i w co się bawić. Perrie zabroniła mnie uczyć go aportowania. Nie mam pojęcia co takie dzieci jedzą i co lubią. Nie wiem czy dam sobie radę.
-Dasz sobie radę. Jesteś silnym mężczyzną. Po za tym będziesz miał wsparcie Perrie i razem wychowacie to dziecko jak należy- Tylko nie płacz i pamiętaj, że nie masz prawa powiedzieć prawdy.
-Chcesz mi powiedzieć, że jechałem tutaj dwie godziny, żeby usłyszeć kolejne kłamstwa?- Uniósł brwi w geście zdziwienia a ręce skrzyżował na klatce piersiowej. Jego wzrok był chłodny a mi było wstyd.
-Co mogłam innego zrobić? Zayn to jest twój związek i twoja sprawa. Owszem mogłam zainterweniować i powiedzieć Ci prawdę tak samo jak powiedzieć Perrie o zdradzie ale nie mam prawa niszczyć waszego związku bez względu na....-Ugryzłam się w język. Sama nie byłam pewna co chciałam powiedzieć ale to tak czy inaczej nie mogło wydostać się z moich ust.
-Ze względu na co?- Jego zdenerwowanie przerodziło się w zaciekawienie i bez problemu wyczytałam to z jego oczu.
-Ze względu na kilka pocałunków. Nie byłeś i nie jesteś wobec mnie do czegokolwiek zobowiązany. Po prostu nie wyznaczyliśmy granicy i trochę za bardzo nas poniosło.- Sama nie wierzyłam w to co mówiłam. Umysł podpowiadał mi, że muszę go jakoś stąd wypędzić a serce broniło kłamać bo przecież to nie było tylko kilka pocałunków. To było coś więcej...
-A kłamstwo czemu miało służyć?- Ból, który był we mnie powoli obracał się w zdenerwowanie. Wina nie leżała tylko we mnie.
-Przecież mogłabym Cię zapytać o to samo. Przypominam, że to nie ja ukrywałam swój związek- Pragnęłam odejść. Zniknęłam a on i tak się pojawia. Dlaczego?
-Pamiętasz jeszcze jak powiedziałem Ci, że **nie chcę już tak żyć. Jesteś taka marudna i denerwująca. Udajesz, że Cię nie pociągam, zachowujesz jakiś chory dystans ale lubię to, że jesteś inna. To ty mnie zmieniasz. Dlatego nie wspomniałem o Perrie. Byłem pewny, że od razu się mnie pozbędziesz. Po za tym pojawił się Harry- Patrzył mi głęboko w oczy. Nie miałam pojęcia jak odebrać jego słowa jednak znowu poczułam zadowolenie ze względu na to, że pojawił się w Bostonie.
________________________
*Kieruję do rozdziału 6 jeśli ktoś nie pamięta tej sceny :3
** Rozdział 5 :) 
W głowie mam opracowanych kilka rozdziałów. Nie są one po kolei ale znam już zakończenie :)) 

2 komentarze:

  1. Yay! Roozdzial, rozdzial. Mam pytanie, ile jeszczw rozdzialow mniej wiecej zostalo? Mam nadzieje, ze w miare duzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam :) Mam pomysły ale nie wiem ile rozdziałów one mi zajmą. Nie chcę też dawać jednego po drugim tylko co drugi rozdział mieszać w życiu naszej bohaterki :) Liczę, że tak do 35 uda mi się skończyć. To też zależy od liczby komentarzy, które dają motywacje! :D

      Usuń