sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 8

Kolejne dni mijały a ja nie wiedziałam nic. Miałam plany na przyszłość ale brak jakichkolwiek chęci by je realizować. Nie wybrałam nawet uczelni na której mogłabym studiować. Londyn albo Boston. Z tym, że to w tamtej chwili nie miało dla mnie znaczenia. Siedziałam zamknięta w domu. Mogłam wychodzić tylko o późnych porach gdy na zewnątrz było zimno tak, żeby nie odsłaniać ciała. Pozostałości po randce z Lucasem nadal widniały na moim ciele.Gdyby nie Emma całkowicie odcięłabym się od świata bo mimo, że szkoła się skończyła ona i tak do mnie przychodziła. Zdecydowanie polepszyły się nasze kontakty, zaczęłam się otwierać a ona nauczyła się jak ze mną postępować. Chwile po tym jak zamknęłam za nią drzwi po całym mieszkaniu rozbiegł się dźwięk dzwonka.
-Czegoś zapomniałaś?- Zamiast Emmy przed moimi drzwiami ujrzałam człowieka z wielkim bukietem tulipanów. Po wydarzeniach z ostatniego tygodnia sugerowałam się Stylesem bądź Malikiem. Jednak to co zobaczyłam gdy obcy człowiek odsunął kwiaty z przed twarzy na chwilę zmiotło mnie z nóg.
-Co ty tu robisz?!- Właśnie miałam zamykać Lucasowi drzwi przed nosem. Jednak okazał się być szybszy.
-Proszę o 5minut. Później zniknę- Przyjrzałam się jego twarzy. Cóż...Nie wiem czy w takiej sytuacji można by to nazwać twarzą. Mnóstwo zadrapań, podbite oko, kilka szram jakby od noża. Moja ciekawość uznała, że można dać mu chwilę na wyjaśnienia.
Kwiaty wstawiłam do wazonu, zaparzyłam herbatę po czym rozsiedliśmy się w salonie.
-Z łaski swojej mi nie przerywaj. Uprzedzając pytania moja twarz to sprawa twojego superbohatera Malika. Dorwał mnie wcześniej niż Harry. Wiesz o czym mówię? Oczywiście, że wiesz. Nie rób takich min. Jestem tutaj, żeby przeprosić. Sądziłem, że już nie zobaczę Josha a przynajmniej  nie na ziemi. Jak powiedział mi, że żyje...Nie mogłem uwierzyć. Myślałem, że to kiepski żart. Wiem już jaki błąd popełniłem i jest mi strasznie głupio. Jak się spotkaliśmy zrozumiałem, że on oszukał nas oboje i nie tylko ja z tego powodu cierpiałem. To wszystko co wydarzyło się po jego śmierci....Obwiniałem Ciebie a Tobie i tak było ciężko. W dodatku byłem taki wściekły. Zawsze zazdrościłem Joshowi, że ma Ciebie. Sądziłem, że po tej śmierci zbliżymy się do siebie, będę dla Ciebie oparciem ale ty nas wszystkich od siebie odepchnęłaś. Tłumaczyłem sobie, że Josh był tym jedynym aż zobaczyłem Cię z Zaynem. I dotarło do mnie, że to ja się dla Ciebie nie nadawałem. Że ty mnie po prostu nie chciałaś- Zatkałam usta ze zdziwienia. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Lucas mógłby patrzeć na mnie w taki sposób. Przeprosiłam go choć sama właściwie nie wiedziałam za co. Był zraniony ale powinien mnie rozumieć. W dodatku z miłości dostałam od niego tak, że odechciało mi się żyć? Obiecał, że się zmieni a ja mu uwierzyłam. Dostałam jeszcze małą paczuszkę od Harrego ale jakoś nie chciało mi się sprawdzać co w niej jest. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy wybiła północ. Lucas właśnie zbierał się do domu jak rozległo się przeraźliwie głośne pukanie. Oczywiście mój kolejny ochroniarz..Lee nie myślałaś o kolekcji? Nie ważne.. Chciał mnie bronić, ale zamiast tego jako Pani domu kulturalnie otworzyłam drzwi trzymając za plecami nóż. Dobra. Sądziłam, że tego dnia już nic mnie nie zaskoczy. A jednak ! Leila ciesz się ! Dzień pełen niespodzianek !
-Zayn Malik z obitą buźką w moich drzwiach? Napatrz się a później zamknę drzwi, jednak ty progu nie masz prawa przekroczyć- Miałam  ochotę wbić mu ten nóż w mózg. Albo by zmądrzał albo nie przeżył. Obie opcje bardzo mi się podobały.
-Rozumiem, że nie chcesz mnie widzieć ale twój dom był najbliżej a ja potrzebuje kilku plastrów, bandaży i wody utlenionej. Co on do jasnej cholery tutaj robi?!- Zanim cokolwiek odpowiedziałam wpakował mi się do mieszkania zbliżając się niebezpiecznie blisko mojego gościa. Chciałam wyrzucić go za drzwi ale on też mi pomógł...wiele razy.
-Zostaw go w spokoju, on już wychodzi. Dużo się zmieniło w przeciągu tygodnia. Nie sądzisz?- Był na mnie wściekły. Ale co ja mogę? To on się puszcza na prawo i lewo, nie ja.
-Nie warcz jak pies tylko chodź pomogę Ci- Wzięłam go za rękę do łazienki. Zanim znalazłam apteczkę pozbyłam się jeszcze noża.
-Tym chciałaś się bronić?- Wydawał się być rozbawiony.
-Bardzo dowcipne. Powiesz mi co się stało?- Posadziłam go na toalecie. Delikatnie przemywałam wszystkie rany za każdym razem groźnie syczał co w ogóle nie robiło na mnie wrażenia.
-To nie twoja sprawa- Miałam ochotę znaleźć ten nóż.
-A jednak moja. Wpakowałeś mi się do domu więc liczę na jakiekolwiek wytłumaczenia. I wierz mi, że wpadnięcie na drzwi bądź potknięcie na schodach nie przejdzie.- Przewrócił oczami. Irytuje go? Oh...Co za pech.
-A jeśli powiem Ci co się stało dasz mi szansę się wytłumaczyć?- Zgodziłam się. Miałam inny wybór? Pewnie tak ale nie chciałam go sprawdzać. Potrzebowałam tych wyjaśnień. Po skończonym zabiegu przez cudowną Panią doktor...Skromna jesteś Lee! Zasiedliśmy w moim pokoju. Dostałam herbatkę na uspokojenie po czym zaczął mówić.
-Zacznijmy historię od początku. Jakieś dwa lata temu mój brat Tayler stanął przed wyborem szkoły. Właściwie to ojciec zdecydował za niego na liceum o profilu prawniczym mimo, że bardzo nalegał na szkołę muzyczną. Młody się wściekł i uciekł z domu a ja nie potrafiąc zostawić go samego poszedłem w jego ślady. Ten idiota trafił pod skrzydła Stylesa i zaczęły się problemy. Kręciłem się u niego..w końcu i mnie wziął do roboty. Robię u nich jako informatyk. W ciągu tych dwóch lat spotkałem Perrie na początku to była miłość, później próbowałem się jej pozbyć ale nawiązała kontakt z moją rodziną, która ją pokochała i uznali, że mimo iż juz nie mam z nimi nic wspólnego to i tak zmuszą mnie do tego związku. Wciąż liczą, że jeszcze do nich wrócę.- Zbyt wiele informacji na raz. Nie mogłam uwierzyć, że mnie okłamał. Jego rodzice żyją..Nie było żadnego wypadku a swojego ojca zna. Kolejne kłamstwa. W momencie kiedy ja otwierałam się przed nim on wymyślał wzruszające historie na poczekaniu. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Wybacz mi Leila. Nie chciałem mówić o tym jak popieprzoną rodzinę mam. Dla mnie oni nie żyją,nie istnieją. Nie ma ich w moim życiu. Żałuje, że Cię okłamałem. Chociaż może i nie! Nie żałuje! Gdybym od początku mówił prawdę nawet byś mnie do siebie nie dopuściła. Załatwiałem sprawy Taylera w twoich okolicach i właśnie tak to się skończyło, że jestem tutaj.- Przytulił mnie mocno. Próbowałam sobie to wszystko jakoś poukładać ale wciąż bolał mnie fakt, że nie był ze mną szczery. Ani przez chwilę. Swoją twarz zbliżył do mojej. I znowu się poddałam, dałam ponieść się uczuciom. Jego usta znów wylądowały na moich i mogłoby być pięknie gdybym przed oczami nie ujrzała zdjęcia, które pokazał mi Harry.
-Zayn masz wyjść w tej chwili- Wskazałam  na drzwi.
-Ale Lee posłuchaj mnie!- Kiwnęłam przecząco głową. Nie chciałam już więcej. To co usłyszałam....Tego i tak było zbyt wiele.
-Wynoś się do jasnej cholery!- Krzyczałam. Byłam wściekła. Rzuciłam w niego kubkiem, który w tamtym momencie trzymałam. On się odchylił a porcelana roztrzaskała się o ściane. I wyszedł. Sądziłam, że poczuję ulgę jednak od razu zaczęłam żałować swojej decyzji. Czułam pustkę i samotność jednak  miałam swój honor i nie poprosiłabym go o powrót. Nie jego.
Otworzyłam pudełko od Harrego. Coś podpowiadało mi, że warto tam zajrzeć. To co ujrzałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Kupił coś  od serca, coś co miało dla mnie znaczenie. Tylko on wiedział o moim marzeniu. Tak bardzo chciałam zobaczyć Paryż. To było jeszcze tak niedawno. Jeszcze wtedy potrafiłaś marzyć Lee. A co się teraz ze mną stało? Wyprano mnie z jakichkolwiek uczuć. Postawiłam szklaną kulę na biurku po czym zaplątałam się w kołdrę tak jakby miała robić za tarczę przez, którą nie mógłby dojść ból. Za oknem prawie świtało. Jedna noc, tyle niespodzianek....i sam smutek.
Miałam wrażenie, że przeżyłam już wszystko.
______________________________
Aż tyle dostaniecie za jeden komentarz :( I tyle w temacie :*
Poszukajcie Taylera w zakładce z bohaterami :3

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 7

*Oczami Zayna*
Spieprzyłem to. Jak mogłem to zrobić? Zwyzywałem Harrego mimo, że to nie jego wina. Ona musiała się jakoś o tym dowiedzieć. Jak mogłem to odkręcić? Zayn kurwa nie odkręcisz tego. Zepsułeś wszystko po całości. Teraz pozostało tylko zapomnieć.
Z mojego snu wyrwał mnie krzyk.
-ZAYN! Co się stało? Co Ci się śniło? Dlaczego tak krzyczałeś?- Gwałtownie podniosłem się z łóżka.
-Nie, nic...-Perrie jak by nie dowierzała. Dziwne...
-Dlaczego ty mi nic nie mówisz? Ostatnio zachowujesz się dość dziwnie- Bo jestem kretynem?! Bo okłamałem niewinną dziewczynę?! Bo mam Cię dość?! Gdyby te wszystkie słowa tak łatwo wypływały z moich ust.
-Co Ci się śniło?-Zacząłem się ubierać. Dzienna rutyna. Wstaje i przed uciekam przed własną dziewczyną.
-Safaa.Nie ciągnij tematu- W głowie zapaliła mi się czerwona żaróweczka. Zayn spieprzaj stąd zanim rozpoczniesz wojne!
-Dzwoniła do mnie ostatnio. Ona nie jest głupia Zayn. Wie w jakim towarzystwie się obracasz i czym się zajmujesz. Nie powie nic rodzicom ale prosiła, żebyś z tym skończył. Wiesz, że zawsze możesz wrócić- Tego kurwa za wiele!
-Perrie! Zrób mi do jasnej cholery przysługę i przestań kontaktować się z moją rodziną! Wiesz dobrze, że nie chcę do nich wracać. Ojciec też tego nie chcę. Chyba, że byłbym jego marionetką. A na to sobie nie pozwolę więc przestań na mnie naciskać. Safaa też nie powinna wtykać nosa w nie swoje sprawy. To jest moje życie i pozwólcie mi je przeżyć po mojemu!- Nie było mi już do śmiechu. Przyjemny początek dnia..
-Rozmawiaj ze mną! Mów co Cie gryzie. Twoja mama bardzo nam pomogła. To ona nas pogodziła. Ja nie wiem czy sama potrafiłabym Ci wybaczyć tamtą zdradę.- Zaraz będzie płakać...No błagam!
-Powiedziałaś, że nie będziemy do tego wracali. Ale nie ważne. Kolejny dowód, że moja rodzina interesuje się tym czym nie powinna! Moja matka jeszcze pamięta, że przy ostatnim spotkaniu powiedziałem jej, że nie zamierzam jeszcze kiedykolwiek z nimi rozmawiać? Pozwolili Taylerowi się wyprowadzić. Bez środków do życia i jakiegokolwiek przygotowania. Mieli go w dupie bo nie chciał spełniać marzeń ojca! Nie obchodzi mnie czego oni teraz chcą więc zrób mi przysługę i więcej mi o nich nie mów. A najlepiej się z nimi nie kontaktuj- Wiedząc do czego ta rozmowa nas doprowadzi chciałem uciekać. Spieprzyłem sprawę z Leilą. Nie chciałem się pogrążać.
-Ja po prostu boję się, że Cię stracę- I wtedy coś do mnie dotarło. Ja w ogóle się nie bałem. Było mi obojętne co stanie się z Perrie. Nie czułem już tego co dawniej. Rok temu gdy ją zdradziłem prawie płakałem, błagałem o powrót. Teraz już mi nie zależy. Dlaczego?
-Chyba już mnie straciłaś. Perrie...To nie ma sensu. Wieczne kłótnie, zero uczuć. Nie chcę mi się tak dłużej.- Nie wierzyłem w to co powiedziałem. A nagroda za wspaniałomyślne zerwanie należy do Malika! Choć może i nie...Stylesowi należy się bardziej. Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak potraktował Lee. Ja z własnej woli bym od niej nie odszedł.
-Masz kogoś?- Nawet nie zauważyłem kiedy dziewczyna zaczęła płakać.
-Nie, nie mam nikogo. Zrozum, że dla mnie to nie ma sensu- No dalej Zayn! Rań ją bardziej! Przecież ona zawsze robiła to czego chciałeś. Sprzątała, gotowała, rozkładała nogi kiedy tylko chciałeś a to wszystko z miłości do Ciebie. Rzucaj kolejnymi ciosami! Przecież jej się należy.
-Do wieczora mnie nie będzie. Tym razem nie będzie powrotu. Twoi rodzice...- Miałem ochotę jej przypieprzyć. Gdyby nie była kobietą dawno leżała by na ziemi.
-Nie ma moich rodziców! Zrozum to! Nie obchodzi mnie to jak bardzo zależy im na naszym związku. Nie obchodzą mnie oni. Ale skoro ty się tak przejmujesz to droga wolna. Dać Ci adres? Idź być ich idealną córeczką. Mi dajcie spokój.- Wyszedłem. Musiałem przemyśleć kilka spraw. A w szczególności jedną. Przecież znaliśmy się krótko. Łączyło nas kilka rozmów i naszyjnik, który swoją drogą mi oddała. Tak szybko mi zaufała...Już przy drugim spotkaniu mówiła o swoim życiu. Jej cudowne i delikatne ciało reagujące gęsią skórką na mój dotyk i dreszczami, przeszywające mnie na wylot oczy, szczery uśmiech. Radość...Tęskniłem za nią mimo, że minął tydzień. Zależało mi na jej bliskości. Chciałem obronić ją przed złem, bólem Stylesem i tym kutasem Lucasem a tym czasem sam ją zraniłem...Kretyn!
*Oczami Harrego*
Nie widziałem Malika i Smith od dnia w parku. Trochę za bardzo sobie pozwoliłem ale musiałem spróbować odtrącić ją od Zayna. Wykorzystywał dziewczyny a Lee...Ona na to nie zasługiwała. Ja wyrządziłem jej krzywdę i nienawidziłem siebie za to. A w dodatku ten pocałunek. Kiedy ją zobaczyłem u siebie pierwszy raz od roku byłem więcej niż pewny, że ją kocham. Czy to możliwe nie czuć nic przy takim zbliżeniu? Namieszałem jej tylko w głowie i byłem przekonany, że jeszcze długo jej nie zobaczę. Błędy można naprawić i ja zamierzałem spróbować.
-Tayler ty dzisiaj pojedziesz na miasto z Niallem. Ja mam coś do załatwienia. Jak by Malik się pojawił dajcie mi znać.-  Niepewnie sięgnąłem po swoje rzeczy. Od czego miałbym zacząć?
-Styles...Wiesz. Dzisiaj grają komedię romantyczną w kinie. Moglibyśmy pójść. Popłakałbyś sobie- Lee świetnie wiedziała co robi zdradzając sekrety z naszego życia. Od tego czasu nikt sobie nie darował żartów gdzie wcześniej bali się mnie. Mimowolnie uśmiech pojawił się na moich ustach.
-Naill lepiej się zamknij jak nie chcesz dostać w twarz- Chłopak tarzał się ze śmiechu. Gdyby nie fakt, że był moim ulubieńcem wśród tej bandy popaprańców do której z resztą sam należałem dostałby w twarz.
Pierwszy raz od dawna pojawiłem się w centrum handlowym. Nienawidziłem zakupów. Już nie mówiąc o wybieraniu prezentów. Dlatego jak Malik oddał mi swój naszyjnik byłem szczęśliwy bo miałem idealny prezent bez jakiegokolwiek wysiłku. I tym właśnie zawiodłem tą cudowną dziewczynę. Mój prezent był od serca w porównaniu do tych od rodziców czy znajomych. Aż poznała prawdę.
Gdy spojrzałem na pierścionek przypomniała mi się pewna sytuacja. Leila zawsze mówiła, że chciałaby zobaczyć Paryż. Ze mną. Miasto zakochanych. Marzyła, że kiedyś razem tam polecimy. Co prawda między nami było różnie i niekiedy nie miałem pewności, że damy radę przeżyć do dnia następnego. To nie zmieniało faktu, że znalazłem prezent idealny. Pozostała jeszcze jedna sprawa. Wykonałem jeden telefon.
-Niall. Masz mi znaleźć numer Lucasa Blake. Sprawa na wczoraj, śpiesz się.- On będzie moja marionetką. On posłuży mi do tego, żeby Lee mi wybaczyła. Sprawy Malika nie dotykam. Niech sam sobie radzi. Jak na zawołanie pojawił się w Starbucks'ie.
-Gdzieś ty się podziewał? I jak ty wyglądasz?- Zmierzyłem go z góry do dołu. Niechlujnie ubrany, podobnie ułożone włosy, blady. Zamówiłem nam dwie kawy po czym przysiadłem się do jego stolika.
-Zayn co sie dzieje? Wyglądasz jak kupa złomu nienadająca się do niczego.- To i tak delikatne określenie.
-Tak też się czuje. Wszystko spieprzyłem Styles a w dodatku zerwałem z Perrie. Tak po prostu się jej pozbyłem.- Zamurowało mnie. Czyżbyśmy zaczęli walkę o jedną dziewczynę? Sms dostałem numer Lucasa. Nie tchórz tylko załatw sobie spotkanie Styles!
___________________________
I takim oto sposobem jesteśmy po rodziale 7. W sumie nie jest najgorszy. Ciężko mi było go pisać. Nie chodzi o sam fakt myślenia jak facet bo w tym akurat jestem dobra. Mało we mnie z kobiety :D Ale nie potrafię sobie rozplanować całej akcji. W dodatku miałam jakąś blokadę dlatego jestem ciekawa jak wam się podoba.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 6

Kiedy skończyłam swoją zabawę opadliśmy na trawę. Spoglądałam na Zayna. Cieszyłam się, że spotkałam go na swojej drodze. Już dawno nie czułam się taka usatysfakcjonowana swoim życiem, cieszyło mnie. Tak! W końcu. Ty też na to zasłużyłaś Lee. Miałam małe wyrzuty sumienia, że nie pozwoliłam wszystkiego wyjaśnić Harremu ale to by mnie za bardzo zabolało. Cokolwiek by powiedział, każda odpowiedź była zła. Nie było wytłumaczenia na to co zrobił. Gdy poczułam rękę Malika na swoim udzie pożałowałam, że zdecydowałam się na spódniczkę. Pech chciał, że nie była opięta więc bez problemu docierał wyżej.
-Zaaayn.  Nie, nie ma mowy! Nie.- Spanikowałam. Był zdziwiony ale nie zamierzałam mu na to pozwolić.
-Czy.... Lee...Harry nigdy tego nie robił?- Cała sytuacja bardzo go bawiła.
-Nie potrzebowaliśmy tego. Nie byłam gotowa- Prawie się jąkałam. Jeden dotyk cholernie mnie zawstydził. On zamiast sobie odpuścić usiadł na mnie kładąc nogi po obu stronach mojego ciała. Powoli wsuwał ręce pod bluzkę.
-Pan sobie za bardzo pozwala. Nie ma mowy- Chwyciłam jego nadgarstki by zablokować mu drogę do mojego stanika. Czułam na ciele iskry, pojawiła się gęsia skórka.
-Podoba mi się to- Zatopiłam się w jego uśmiechu. Zapewne żadna dziewczyna nie potrafiłaby mu odmówić. Punkt dla Ciebie Leilo Smith!
-Co Ci się podoba?- Uniosłam brwi w lekkim zdziwieniu kiedy w końcu dotarły do mnie jego słowa.
-Reakcja twojego ciała na mój dotyk.- Po tych słowach lekko ścisnął moje piersi przez koszulkę.
-Zayn. Ja mówię poważnie. Nie wiem jakie dokładnie były dotychczas twoje relacje z kobietami ale ja nie jestem szybką panienką. Nie zaciągniesz mnie do łóżka. Rada na przyszłość? Więcej tego nie rób.- Zszedł ze mnie.
-Nie chcę. Nie o to mi chodzi, wybacz jeśli tak to zrozumiałaś. Szanuję Cię Lee i nie zamierzam robić czegoś, czego sobie nie życzysz. Po prostu chciałem Ci sprawić odrobinę przyjemności. Myślałem, że ty i Harry...On lubi seks i kobiety. Byłem prawie pewny, że wy razem...Zaskoczyłaś mnie.- Zaśmiał się. Co w tym było zabawnego? To, że się szanuje? Haha, bardzo kurwa dowcipne. Powoli zaczęła mnie irytować ta sytuacja jednak... Było mi smutno, że przerwał nasz kontakt. Chciałam czuć jakąkolwiek bliskość. W końcu odważyłam się i to ja usiadłam na nim.
-Zaskakujesz mnie- Objął moje biodra i przyciągnął bliżej. Po chwili poczułam ręce na plecach, pchnął je tak, że znalazłam się tuż nad jego twarzą. Mogłabym tak tkwić wieczność. Jego oczy w których było widać tą radość, szczery uśmiech. Widok który na prawdę mnie zadowalał jednak chciałam spróbować jego ust. Po raz kolejny. Sugeruję się, że on też bo nie minęła minuta kiedy pocałował mnie namiętnie. Mimo, że znaliśmy się krótko bardzo się przyzwyczaiłam do jego obecności, rozmów, bliskości. Czekałam aż rok by spotkać kogoś takiego a jak już jest boję się, że pryśnie jak bańka mydlana, że jutro się obudzę i znowu będę sama.
Do domu wróciłam dość późno. Nie marzyłam o niczym innym jak prysznic i sen. Pierwszy raz od dawna spałam spokojnie. Aż za bardzo. Wstałam dość późno i szykowałam się w biegu. Na dworze padał deszcz. Oh jak uroczo. Londyn... Uwielbiam te zmiany pogodowe. Narzuciłam na siebie ciuchy , związałam włosy w koka. Makijaż nakładałam jednocześnie myjąc zęby. Kilka kropel perfumy. Spojrzałam przerażona na zegarek. Z domu wybiegłam. Zayn czekał na mnie oparty o samochód. Ulga. Ratował mi dupę! Czekałaby mnie kolejna pogadanka u dyrektora za spóźnienia. Zawsze musiał się czegoś przyczepić. Starałam się jak mogłam o zachowanie nie chciałam żadnych problemów ale nieraz zmusza sytuacja, że nad sobą nie panuję. Uścisnął mnie przyjaźnie. Widziałam, że z bólem zachowuje dystans. Czyżby Harry maczał w tym palce? W drodze do szkoły panowała cisza ale oczywiście nie mogłam trzymać języka za zębami. Zawsze muszę coś palnąć.
-Zayn. Musisz mi coś obiecać- Sama nie byłam pewna czego chcę.
-Wszystko- Był nieco zaskoczony ale pewny swoich słów.
-Obiecaj, że nie zachowasz się jak ten kretyn. Jeśli będziesz chciał zakończyć tą znajomość po prostu mi to powiesz. Będziesz ze mną szczery. Ok?- Kiwnął głową.Jednak sam nie był pewny. Czułam to. Na samą myśl tego jaką szopkę mógłby odstawić cholernie się bałam. Byłam prawie pewna, że nikt nie przebiłby Stylesa. Lekcje mijały w spokoju. Nauczyciele wystawiali oceny i udawali, że mają jeszcze ochotę czegoś nas nauczyć a my, że nas to bardzo interesuje. Zayn znowu zniknął. Obiecał pojawić się po lekcjach. Czekałam jakieś 10 minut aż w końcu się poddałam. Dostałam sms, że pojawi się u mnie za pół godziny bo wypadła mu ważna sprawa. Jako, że nie miałam na nic ochoty po prostu włączyłam sobie Króla Lwa i zasiadłam z popcornem przed telewizorem. Usłyszałam trzask drzwi.
-Nie wierzę, Lee poważnie?- Zaśmiał się. Co jest zabawnego w mojej bajce z dzieciństwa? Przysiadł się a ja obserwowałam jego reakcje na śmierć Mufasy. Łzy od razu zaczęły wylewać się z moich oczu. Spojrzałam na niego. Jak ta scena może nie wzruszać?! No dalej! Zayn! jedna łza albo pomyślę, że nie masz uczuć!
-Zaraz zabijesz mnie wzrokiem- Zaśmiał się, odwróciłam głowę z powrotem do telewizora i podziwiałam scenę.
-Czy Ciebie to nie wzrusza? Jak możesz?- Mój głos drżał od płaczu. Spojrzałam na scenę kiedy mały Simba prosił ojca, żeby się podniósł.
-Chodź do mnie- Otworzył szeroko ręce a ja się w niego wtuliłam. Po chwili jego koszulka była mokra ale jakoś nie przejął się
-Płakałem jak byłem dzieckiem, później życie pokazało mi, że to nie najgorsza scena jaką widziałem. Ona jest animowana. Moje życie przyćmiło Mufasę, wybacz.- Mimo wszystko się uśmiechnęłam. Wyobraziłam go sobie o kilka lat młodszego Zayna płaczącego na tej bajce. Nie zrozumiał o co mi chodzi, ale czy to ważne?
-Za tydzień przetestuje na Tobie Mulan albo Królewnę Śnieżkę- Chciałam wymieniać dalej ale popatrzył na mnie przerażony.
-Pociągała mnie Pocahontas. Ale ona była animowana. Załatwimy Ci jakieś indiańskie ciuchy- Na te słowa poruszył seksownie brwiami co wywołało u mnie głośny śmiech.
-Jesteś okropny- Przewróciłam oczami.
-Nie, nie. Ja po prostu jestem facetem mała- Zbliżał się do mnie. Wiedziałam czego chce.
-Nie rozpraszaj mnie, oglądam!- Nagle chciałam zachować dystans. Nie wiem dlaczego, jeszcze zanim się tutaj pojawił marzyłam o jego ustach.
-Nie ma oglądania. Ubieraj się! Zabieram Cię dzisiaj do klubu. I nie ma żadnego marudzenia. Masz 40minut- Chciałam coś powiedzieć ale znowu wyszło by, że wydziwiam. Przeniosłam się do pokoju. Wybrałam jeden z miliona zestawów ale byłam zadowolona. Torebkę jednak zmieniłam na kopertówkę a buty na czarne baletki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, makijaż trochę mocniejszy, kreski eyeliner'em, czerwona szminka. Byłam pewna, że Zaynowi się spodobam. I miałam racje.
-Może zostaniemy w domu?- Oczy mu się wręcz błyszczały.
-Nie stroiłam się tyle czasu by teraz zostać w domu i nikogo nie poderwać- Udałam zawiedzioną jego pomysłem. Gdy dotarło do niego, że w klubie będą także mężczyźni jego tęczówki pociemniały.
-Nie możesz tak iść to klubu!- Oh błagam. I ty myślisz, że ja posłucham?
-Mam worek ubrać, żeby Ci ulżyło? A może habit i ruszyć do zakonu?- Wlałam w te pytania tyle sarkazmu ile mogłam. Jego oczy znowu zabłyszczały.
-Tylko  mi nie mów, że oprócz Pocahontas pociągają Cie jeszcze zakonnice! To by było chore- Wyśmiał mnie. No tak...Przecież ja jestem taka dowcipna.
W klubie Malik jakoś się rozluźnił. Nie obyło się bez scen zazdrości choć nie wiem skąd one wynikały. Nie byliśmy ze sobą związani. Z każdą chwilą nasze tańce stawały się coraz bardziej erotyczne. W końcu zarządziłam powrót do domu. Alkohol dał się we znaki a w dodatku byłam zmęczona.
Następnego dnia Zayna w szkole nie było. Dostałam tylko sms, że po mnie przyjedzie po lekcjach. I miałam wrażenie, że słowa dotrzymał. Przed budynkiem pożegnałam się z Emmą. O dziwo mulat nie czekał na mnie przed autem. Powoli zaczynałam się stresować. Nie byłam pewna co zastanę w środku. Pobitego? Wściekłego? Smutnego? Jednak to co zobaczyłam wmurowało mnie w ziemię.
-Harry?! Co ty tu robisz?!- Chyba każdy wyczułby w moim głosie przerażenie, jednak zanim zareagowałam i spróbowałam wyjść Pan cudowny wspaniałomyślny zablokował drzwi. Niech to!
-Czego ty chcesz? I gdzie jest Zayn?- Rozbawiła go cała sytuacja. Poważnie?
-Chcę z Tobą porozmawiać a Malik pewnie jeszcze nie wrócił z randki- Przewróciłam oczami. Nie obchodziło mnie jak nazywali swoje durne spotkania.
-Mogłeś mnie uprzedzić. Jestem już umówiona.Więc z łaski swojej wypuść mnie- Zamiast mnie posłuchać ruszył w stronę bramy wyjazdowej. Zauważyłam sportowe auto, które udało mi się zapamiętać. Już nim jechałam.
-Twój kochanek zaraz zacznie za nami podążać- Nadal się śmiał.
-Nie jest moim kochankiem- Włączyłam radio by zagłuszyć jego dowcipy.
-Jesteś jego kochanką Lee. Bo jak można Cię nazwać? W końcu zdradza z Tobą swoją dziewczynę- Mówił to tak obojętnie, że nie wierzyłam.
-Harry o co Ci tak właściwie chodzi? Zdradza swoją dziewczynę? Zaraz jeszcze powiesz mi, że ma dziecko?-W odpowiedzi dostałam zdjęcie Zayna i jakiejś blondynki. Swoją drogą dlaczego on je trzyma w swoim schowku? A nie..To auto Malika. Całowali się. Nie, nie, nie. To koszmar. Powiedzcie, że to koszmar. Że Harry próbuje zniszczyć naszą znajomość. On by mi powiedział!
-Zatrzymaj się. W TEJ CHWILI DO JASNEJ CHOLERY SIĘ ZATRZYMAJ! Chce wysiąść- W jednej chwili się wydzierałam, żeby w drugiej mówić prawie niesłyszalnie. Powtarzałam swoje słowa ale ten palant nadal nie słuchał.
-Co on Ci jeszcze nagadał? Liczyłem, że choć z Tobą to sobie daruje. To są stare sztuczki Malika- Jestem prawie pewna, że nie oddychałam minutę jak usłyszałam te słowa. Uspokoiłam się. Co jeszcze było kłamstwem?
-Pozwól mi wysiąść. Chcę zapalić- Tylko tyle potrafiłam powiedzieć. Zatrzymał się blisko parku. Wylądowaliśmy na naszej ławce. Nie chciałam tam iść, ale on tak nalegał. Chciał powspominać.
-Nie mam na to ochoty. Nie chcę rozmawiać o tamtych czasach.- Jak tylko usiedliśmy odpaliłam papierosa.
-Było nam dobrze. Lubię wracać do tych chwil kiedy wtulałaś się w moje ramiona, całowaliśmy się- Nie dałam mu dokończyć to byłby zbyt duży cios.
-Tak Harry. Twoje oryginalne zerwanie też jest świetnym wspomnieniem- Zaczęłam się śmiać. Po prostu mnie to wszystko bawiło. Rozmawiałam sobie właśnie z chłopakiem który rok temu zmarł.
-Oryginalny pomysł powiadasz? Będę musiał to jeszcze przetestować. Następnym razem może nawet pozwolę sobie na atak zombie- Szturchnął mnie i uśmiechnął się tak  niewinnie, że wpadłam w jeszcze większy śmiech.
-Proponuję wylatujące wnętrzności. Bardziej realistyczne- Teraz on do mnie dołączył. Sądziłam, że jak tylko zaczniemy rozmawiać będę płakać i się wydzierać. Ale nie miałam sił. Byłam wyprana z jakichkolwiek myśli, emocji i uczuć.
-Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek z Tobą porozmawiam. To znaczy nie licząc grobu- Przewróciłam oczami.
-Mówiłaś do płyty marmurowej? No cóż ja nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze będę mógł Cię pocałować- jak powiedział tak zrobił. Jego usta nie były takie jak kiedyś albo po prostu nie sprawiały mi już takiej przyjemności.
Usłyszałam ciche chrząknięcie.
-Przeszkadzam?- Odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu. Moje emocje i uczucia wróciły na swoje miejsce. Odwróciłam się do Zayna.
-Dobrze, że jesteś. Mam pytanko. Jak twoja dziewczyna ma na imię?- Nie da się opisać jak cudowny wyraz twarzy u niego zagościł. Był przerażony, zaskoczony, wściekły. Powtórzyłam pytanie jeszcze dwa razy.
-Perrie. Posłuchaj mnie!- Znowu zaczęłam się śmiać.
-Nie tłumacz mi się! Chcę Ci dać tylko jedno- Mogę przysiąc, że widziałam błysk nadziei w jego oczach. Rozpięłam łańcuszek, który należał tak właściwie do niego. Z tego co wywnioskowałam zbliżały się urodziny jego dziewczyny. Miała go dostać na urodziny ale przecież zerwali. Później przypadkiem wpadł w moje ręce.
-Masz. W końcu dla was ma znaczenie. Nie Harry?- Uśmiechnęłam się i odeszłam. Nie wiedziałam jeszcze co ze sobą zrobię.
___________________________
Nie wiem co sie dzieje, o co chodzi.. Traktujmy ten rozdział z przymrużeniem oka, ok? :c
Mam pomysły ale nie chce wszystkiego narzucać na raz (co jak widać mi nie wychodzi) ale jednak nie chcę monotonności. To dopiero 6 rozdział a ja już mam problem. Planuję zacząć nowe opowiadanie. Pytanko tylko.. Czy ktoś chciałby je czytać? Z Harrym w roli głównej.
Od 14 lutego zaczynają mi się ferie więc postaram się dodać coś więcej i coś lepszego :3